poniedziałek, 31 grudnia 2012

Coś się kończy, coś zaczyna...

2012

To był najtrudniejszy dla mnie rok z wszystkich, które dotychczas przeżyłam.
Miałam swój własny, mały-wielki "koniec świata".
To nie był łaskawy rok...

2013

Mam nadzieję, że będzie dla mnie łagodniejszy niż jego poprzednik.
Liczę na mniej spektakularne przeżycia i na więcej zwykłego "szarego" dnia codziennego.
Trzynastka ma wszak dla mnie w sobie coś szczęśliwego...
To tramwajem z tym numerem jeździłam do IP, gdy jeszcze byliśmy zwykłą parą, a nie małżeństwem.
13 to rozmiar mojego pierścionka zaręczynowego i obrączki.
Zatem ta liczba kojarzy mi się z tym największym szczęściem.

Wam w Nowym Roku życzę pomyślności i zdrowia oczywiście!!!

:*

niedziela, 23 grudnia 2012

:)

 Z okazji Świąt/Nowego Roku/Czasu Wolnego* życzę Wam:

 Ode mnie przede wszystkim zdrowia!
Otoczenia przyjaznych, bliskich osób.
Ciepła, uśmiechu, zapachów, które budzą tylko dobre emocje.
Czasu na odpoczynek, na zatrzymanie się choć na moment.
Podsumowania mijającego roku na plus i wielu marzeń na rok przyszły.
I ogromu miłości nieustającej i wciąż gorącej!

Wasza Zołza :)

*niepotrzebne skreślić

sobota, 15 grudnia 2012

Wpadłam...

...w ciąg książkowy. Czytam już siódmą książkę, w niespełna dwa tygodnie połknęłam 6 :D Mój zbiorek nowych sztuk okazuje się wcale nie taki spory, jak z początku myślałam. Było ich kilkanaście, teraz zostało tylko kilka.

Już myślę o tych wszystkich tytułach zamówionych na gwiazdkę :D O tym, co mam zamiar wynieść z biblioteki przy okazji oddawania tego, co wypożyczyłam jakiś czas temu.

Dobrze mi w tym książkowym świecie i jakoś niespecjalnie spieszno mi do komputera. Włączam go na moment wieczorem lub w ciągu dnia, aby sprawdzić co słychać w blogowym świecie. Potem znów uciekam w inne światy.

Zatem jak wrócę, to będę :D




piątek, 7 grudnia 2012

Tak zaczęła się moja cukiernicza historia.

Jeszcze 3 i pół roku temu święcie wierzyłam, że jeśli o ciasta idzie mam najprawdziwsze w świecie dwie lewe ręce. Gdy mieszkałam z rodzicami wszelkie próby pieczenia kończyły się porażką. Nawet najprostsze ciasto wychodziło mi w domu rodzinnym twarde, niewyrośnięte, albo z zakalcem.

Jak to się zatem stało, że uwierzyłam w siebie i teraz żadne ciasto nie wydaje mi się już trudne? Co najwyżej grupuje je na mniej i bardziej pracochłonne, a niepowodzenia zdarzają się niebywale rzadko (bo i najlepszym wpadka się trafić może :p ). Trzy i pół roku temu zamieszkaliśmy we dwoje z IP. A że chciałam się sprawdzić w roli pani domu, stwierdziłam, że piekarnik, który był na wyposażeniu ówczesnego mieszkania, nie może służyć tylko do pieczenia mięs.

Mając wtedy na uwadze to, że do ciast mam dwie lewe ręce, postanowiłam zacząć z czymś łatwym. Tak się złożyło, że na walkę ze swoim beztalenciem naszło mnie, jak mało co miałam w spożywczych zapasach. Googlując więc hasła w stylu ciasto prawie z niczego, w końcu trafiłam na ciasto mleczne (choć nie wiem czemu taka nazwa, mi by bardziej pasowało ciasto z nutką cynamonu).

Jakie było moje zdziwienie, gdy ciasto pięknie wyrosło. Było mięciutkie, nie za suche, z przyjemnym posmakiem cynamonu. IP orzekł, że nie wierzy w moje dwie lewe ręce. Tak właśnie dzięki Majance uwierzyłam w siebie-cukierniczkę i zyskałam w rodzinie miano ciastowego mistrza :)


Składniki:
1/2 kostki margaryny
3/4 szklanki cukru
3/4 szklanki mleka
2 szklanki mąki pszennej
1 łyżeczka sody
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia (teraz pominęłam, bo nie miałam, a i tak wyrosło cudnie)
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżka kakao
1 łyżka dżemu
1 jajo duże lub dwa małe

Margarynę, cukier i mleko razem zagotować. Odstawić do wystudzenia. Następnie dodać składniki sypkie i jajko. Zmiksować na gładką masę. Dodać dżem i krótko zmiksować do wymieszania. Ciasto przelać do keksówki (takiej  ok.25 cm długości) wyłożonej papierem do pieczenia. Piec 40-50 minut w 180'C do tzw. suchego patyczka (u mnie piekło się 40 minut na termoobiegu).


Przestudzone ciasto oprószyć cukrem pudrem. Można też zrobić lukier, jak Majana, ale ja wolę wersję z cukrem pudrem.


Smacznego!

A to tajemny zołzowy zeszyt, w którym gromadzę przepisy na różne ciacha. Jak widać już nie zawsze chce mi się przepisywać do zeszytu, czasem idzie w ruch drukarka. Zeszyt oczywiście zapoczątkowało ciasto mleczne :)

wtorek, 4 grudnia 2012

Coś na rozgrzanie.

Kiedy na dworze ziąb, przemarznięci do szpiku kości wracamy do domu, zapewne priorytetem na liście marzeń staje się coś ciepłego. Coś co potrafi naprawdę dobrze rozgrzać i sprawić, że znów w naszym wnętrzu rozchodzi się przyjemne ciepełko. Jak jeszcze na dodatek to coś pieści nasz zmysł smaku, to pełnia szczęścia osiągnięta :)

Dla mnie taka właśnie jest zupa cebulowa. Aromatyczna,lekko słodka, już po kilku łyżkach robi się człowiekowi cieplutko.



Przepis znalazłam kiedyś w internecie, ale nie pamiętam gdzie. Możliwe, że na jakimś serwisie kulinarnym, gdzie każdy może wrzucić przepis, bo blogi zwykle pamiętam. Jeżeli ktoś identyfikuje ten przepis jako swój, to poproszę o linka, wkleję odnośnik do oryginału :)

Składniki na zupę:(na 3-4 porcje, zależnie od apetytu):
4 średnie cebule
5 łyżek masła
1 łyżka oliwy (ja teraz nie miałam i zamiast dałam łyżkę masła)
1l wywaru warzywnego (może być z kostki, ale na domowym zupa lepsza)
1/2 łyżeczki tymianku (ja daję całą)
sól, pieprz
opcjonalnie 50 ml białego wina półwytrawnego (u mnie dziś bez wina, bo też brak na stanie)

Składniki na grzanki:
4 kromki bagietki
starty żółty ser
papryka słodka do oprószenia

Cebulę obrać i pokroić w grubsze półtalarki. Na patelni rozpuścić masło wraz z oliwą. Dodać cebulę i dusić na małym ogniu ok.20 minut, mieszając od czasu do czasu. Cebula ma mięknąć powoli. Gdy cebula zacznie się rumienić i będzie miała złocisty kolor, przełożyć ją do garnka z wywarem warzywnym. Dodać tymianek, sól i pieprz do smaku. Gotować 15 minut.

Tak mniej więcej wygląda gotowa, uduszona już cebula.

Kromki bagietki lekko posmarować z wierzchu masłem. Ułożyć grubszą warstwę startego sera i posypać go delikatnie słodką papryką. Zapiec w piekarniku przez około 10 minut (aż do rozpuszczenia sera).

Gorącą zupę nalać do miseczek, na wierzchu ułożyć grzanki i od razu podawać.

U mnie z racji moich problemów związanych z łykaniem, tym razem ta zupa w innej formie niż zwykle. Mianowicie potraktowałam ją blenderem i zmiksowałam na gładko. Konsystencją wyszedł taki półkrem (rzadsze od kremu, gęstsze od standardowej zupy).

Po zblendowaniu na gładko        

Ponieważ zjeść grzanki raczej bym rady nie dała, zaserwowałam zupę z nieco innym dodatkiem. Tarty żółty ser poleciał prosto do talerza, a grzankę zastąpił groszek ptysiowy.


Nie mam niestety zdjęć w wersji pierwotnej z grzanką. Jakoś w czasach, gdy jadłam jeszcze całkiem normalnie, nie wpadłam na pomysł by obfocić cebulową. Dlatego prezentuje w wersji ciut zmienionej. Wy możecie sobie wybrać, którą opcje wolicie :) Obie tak samo pyszne! Zdjęcia takie sobie, bo zup to już całkiem nie umiem fotografować.

Smacznego!

niedziela, 2 grudnia 2012

Grudzień wystartował, czas najwyższy popierniczyć ;)

Grudzień to dla mnie miesiąc o zapachu cynamonu, goździków, pomarańczy i żywej choinki. To czas kiedy w kuchni wciąż tworzy się coś dobrego z myślą o Świętach Bożego Narodzenia. I choć śniegu brak, jest już chłodniej i powoli zaczynam czuć ten przedświąteczny klimat. Może dlatego, że dziś w całym domu pachnie pierniczkami. Teraz będą leżeć w pojemniku i dojrzewać do Świąt :)

Przepis znaleziony parę lat temu u Doroty. Ciasto jest łatwe i szybko się robi, pracuje się z nim lekko i to co zabiera najwięcej czasu, to wycinanie i czas pieczenia. Przepis polecam bez dwóch zdań!





 Składniki (na ok.100 sztuk):
550g mąki pszennej
100g cukru pudru
40g przyprawy do piernika*
2 łyżeczki kakao
2 łyżeczki sody
300g miodu (ja używam prawdziwego, nie sztucznego)
120g masła
1 jajko**

Składniki suche wsypać do dużej miski, wymieszać dokładnie. W rondelku podgrzać miód wraz z masłem, aż do rozpuszczenia masła. Miód może być gęsty, zrobi się płynny w trakcie podgrzewania. Podgrzany miód z masłem wlać do miski z suchymi składnikami. Przemieszać drewnianą łyżką, aż zacznie się trochę kleić. Dodać jajko, przemieszać chwilę, po czym zagnieść ciasto. Ciasto wałkować na stolnicy na grubość ok.5mm lub ciut więcej. Ja wolę grubsze pierniczki, są bardziej miękkie. Wycinać dowolne kształty. Układać na blasze, zostawiając odstępy (bo pierniczki troszkę rosną). Piec w 180'C 8-10 minut. U mnie starczyło 8 minut na termoobiegu.

Studzić na kratce. Ostudzone zamknąć w szczelnym pojemniku. Wyjąć do dekoracji dopiero tuż przed Świętami. U mnie pierniki robią się całkiem miękkie po lukrowaniu, jak poleżą z 1 dzień już w lukrze.


Smacznego!

Ja zawsze piekę z podwójnej porcji. Tym razem wyszło mi 187 pierniczków :)

*Wprowadziłam do przepisu jedną małą zmianę, a mianowicie zmniejszyłam ilość przyprawy do piernika. Gdyż piekąc te pierniczki pierwszy raz dałam przyprawy wg przepisu i pierniki wyszły za ostre. Ponieważ używam przyprawy do piernika, która nie ma w składzie mąki pszennej, a tym samym jest ostrzejsza niż taka z mąką, zredukowałam jej ilość. Możliwe, że używając przyprawy z mąką może być tyle, ile w oryginale przepisu. Nie wiem, bo nie piekłam pierniczków z użyciem takiej przyprawy. Polecam przyprawę Kamis :)

** W zeszłym roku jakoś tak się złożyło, że już w trakcie pieczenia ostatniej blaszki pierniczków uświadomiłam sobie, że nie dodałam do ciasta jajka. Przez co zagniatanie ciasta było ciut trudniejsze, ale mimo to się udało. Pierniczki bez jajka w składzie wyszły równie dobre jak z jajkiem. Także jak ktoś nie może jeść jajek, to można w przepisie to jajko pominąć, co sama udowodniłam rok temu ;)