wtorek, 29 stycznia 2013

Smerf Maruda

Nie cierrrrrrrpię takiej pogody!

Kiedy zwały śniegu przemieniają się w kupę szarej, brudnej brei, przez co świat staje się szary, jak sprane majty.

Kiedy wyłaniają się spod śniegu psie niespodzianki (bo przecież dla większości rodaków to za trudne posprzątać po swoim pupilu) i droga chodnikiem jest prawie jak spacer sapera przez pole minowe.

Kiedy kierowcy nie patrzą na pieszych i jadą ulicą pełną brei na złamanie karku, robiąc z przechodniów dalmatyńczyki w brejowe łatki.

Nie cierrrrrrpię!

Gdzie poszłaś porządna Zimo?! Gdzie jesteś Dziadku Mrozie?! Wracać mi tu i to zaraz!!!

Na pocieszenie Smerf Maruda robi burżujski obiad.


czwartek, 24 stycznia 2013

Co z tym blogiem?

Ostatnio więcej mnie tu nie ma niż jestem.
Zaglądam do Was, dorzucam swoje trzy grosze w komentarzach, ale jakoś nie mam ani potrzeby, ani ochoty udzielać się u siebie.
Kiedy zaczynałam pisać tego bloga był kwiecień 2012 roku.
Wtedy jeszcze nie miałam najmniejszego pojęcia, że czerwiec będzie taki, a nie inny. Wtedy jeszcze jedzenie było dla mnie wielką przyjemnością i tym samym pichcenie również.
Teraz, gdy jedzenie nie jest już wydarzeniem radosnym, a jedynie walką o to, by coś zjeść, z dużym wysiłkiem i skupieniem wkładanym w to, by kolejny kęs nie zaczął dusić, jak to się czasem zdarza.
Już tyle razy od czasu, gdy moje łykanie jest połowiczne, krztusząc się i nie mogąc złapać powietrza myślałam - no to teraz już na pewno koniec ze mną! Okazuje się jednak, że ciało potrafi trochę wytrzymać bez oddychania i jeszcze żaden zdradliwy kęs mnie nie dobił.
Wraz z upływającym czasem takich podstępnych kęsów jest coraz mniej, ale jednak wciąż każdy posiłek to dla mnie wyzwanie do pokonania, a czynność spożywania (chyba w ramach warunkowania instrumentalnego) zaczęła kojarzyć mi się negatywnie.
Oczywiście mimo tych trudności nadal działam w kuchni. Tworzę różne dobre rzeczy, ale nie mam ochoty już (a może na razie) o nich pisać. Przestałam robić zdjęcia, bo masa archiwalnych zalega na komputerze, a mnie zwyczajnie odrzuca od pisania przepisów.
Dlatego nie wiem, czy ten blog w końcu nie umrze śmiercią naturalną, tak jak umarły wszystkie moje zeszytowe pamiętniki i blog poprzedni.
Może zmieni się tematyka? Czasem kusi mnie, by pisać o tym, co czytam, ale wciąż brak mi odwagi, by dzielić się swoimi wrażeniami z lektury z kimś prócz mojego książkowego guru.
Mogłabym pisać o swojej codzienności, tylko ona wydaje mi się tak stała, że nie widzę sensu by w kółko opowiadać o podobnych rzeczach.
Skasować bloga, nie skasuję, ale chyba będzie mnie tu znacznie mniej niż kiedyś. Może czasem wrzucę jednak jakiś przepis, coś skrobnę od siebie - sama nie wiem co z tym blogiem.


środa, 23 stycznia 2013

Kolejna blogowa zabawa :)



Za zaproszenie dziękuję Pani B.

Zasady zabawy są następujące:
-podziękować nominującemu na blogu
-pokazać nagrodę Versatile Blogger u siebie na blogu
-ujawnić 7 faktów na temat własnej osoby
-nominować 15 blogów i poinformować o tym ich autorów.


Siedem zołzowych "tajemnic":
1. Gdy miałam 10 lat, to złamałam prawą rękę, bo walczyłam o swoje sanki, które chciało mi zabrać paru osiłków z 8 klasy. Sanek nie oddałam, ale ręka poszła w gips.
2. Nie lubię, albo raczej nie mam nawet odwagi próbować owoców morza.
3. Panicznie boję się pająków, karaluchów i wszelkiego tego typu robactwa.
4. Mam szlacheckie pochodzenie.
5. Nie lubię typowo babskich zakupów, czyli szukanie ciuchów, butów itp. Za to godzinami mogłabym chodzić między regałami w księgarni.
6. Należę do rocznika, który jako ostatni przeszedł ośmioklasowy system podstawówki (uff ;) )
7. Miewam prorocze sny, które zwykle niestety dotyczą przykrych zdarzeń.

Nominować nikogo nie nominuję, bo wiem, że jedni lubią takie zabawy, inni ich nie trawią wcale. Dlatego kto chce niech się bawi :)