Jeszcze 3 i pół roku temu święcie wierzyłam, że jeśli o ciasta idzie mam najprawdziwsze w świecie dwie lewe ręce. Gdy mieszkałam z rodzicami wszelkie próby pieczenia kończyły się porażką. Nawet najprostsze ciasto wychodziło mi w domu rodzinnym twarde, niewyrośnięte, albo z zakalcem.
Jak to się zatem stało, że uwierzyłam w siebie i teraz żadne ciasto nie wydaje mi się już trudne? Co najwyżej grupuje je na mniej i bardziej pracochłonne, a niepowodzenia zdarzają się niebywale rzadko (bo i najlepszym wpadka się trafić może :p ). Trzy i pół roku temu zamieszkaliśmy we dwoje z IP. A że chciałam się sprawdzić w roli pani domu, stwierdziłam, że piekarnik, który był na wyposażeniu ówczesnego mieszkania, nie może służyć tylko do pieczenia mięs.
Mając wtedy na uwadze to, że do ciast mam dwie lewe ręce, postanowiłam zacząć z czymś łatwym. Tak się złożyło, że na walkę ze swoim beztalenciem naszło mnie, jak mało co miałam w spożywczych zapasach. Googlując więc hasła w stylu ciasto prawie z niczego, w końcu trafiłam na ciasto mleczne (choć nie wiem czemu taka nazwa, mi by bardziej pasowało ciasto z nutką cynamonu).
Jakie było moje zdziwienie, gdy ciasto pięknie wyrosło. Było mięciutkie, nie za suche, z przyjemnym posmakiem cynamonu. IP orzekł, że nie wierzy w moje dwie lewe ręce. Tak właśnie dzięki Majance uwierzyłam w siebie-cukierniczkę i zyskałam w rodzinie miano ciastowego mistrza :)
Składniki:
1/2 kostki margaryny
3/4 szklanki cukru
3/4 szklanki mleka
2 szklanki mąki pszennej
1 łyżeczka sody
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia (teraz pominęłam, bo nie miałam, a i tak wyrosło cudnie)
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżka kakao
1 łyżka dżemu
1 jajo duże lub dwa małe
Margarynę, cukier i mleko razem zagotować. Odstawić do wystudzenia. Następnie dodać składniki sypkie i jajko. Zmiksować na gładką masę. Dodać dżem i krótko zmiksować do wymieszania. Ciasto przelać do keksówki (takiej ok.25 cm długości) wyłożonej papierem do pieczenia. Piec 40-50 minut w 180'C do tzw. suchego patyczka (u mnie piekło się 40 minut na termoobiegu).
Przestudzone ciasto oprószyć cukrem pudrem. Można też zrobić lukier, jak Majana, ale ja wolę wersję z cukrem pudrem.
Smacznego!
O, to jest jakaś nadzieja dla mnie:D ja póki co dwie lewe ręce ;)
OdpowiedzUsuńi u mnie jest zeszyt ;) i też drukuję zamiast przepisywać... ale marzy mi się tablet w kuchni - taki podręczny - typowo do celów kulinarno-muzycznych :D
OdpowiedzUsuńKiedyś ten zeszyt będzie wart miliony :)
OdpowiedzUsuńHihi też mam taki zeszyt. I też troszkę ręcznie, troszkę druku ;)
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaa i ostatnio się przekonuję, że 50% sukcesu pieczenia to dobry piekarnik.
OdpowiedzUsuńJa wierzę, ze piekarnik to jakieś 20% sukcesu, kolejne 20% dobry przepis, a 60% talent w rękach ;) Kiedyś też myślałam, że sedno tkwi w piekarniku, a potem życie sprawiło, że piekłam w 3 różnych piekarnikach o różnej jakości, a ciasta mimo to zawsze tak samo dobre były. Stąd doszłam do wniosku, że jednak jakiś talent mieć muszę :D
UsuńHmmm... Czyli i dla mnie jest nadzieja hehe ;)
OdpowiedzUsuńNo, no! Piękne ciasto!
OdpowiedzUsuńPowiem Ci szczerze, że jakoś dwie lewe ręce zupełnie do Ciebie nie pasują. Podstawą jest zawsze wiara w siebie, bez niej ani rusz. Z resztą obie o tym wiemy najlepiej, prawda Pani Psycholog? ;)
Prawda, prawda :) Choć szczerze przyznam, że w teorii to ja wiele wiem, ale w praktyce często znacznie ciężej to wobec siebie zastosować ;)
UsuńA słyszałaś, że szewc bez butów chodzi? ;) Ja też często boleśnie się o tym przekonuję :)
Usuń