Choć na początku była zdziwiona zmianami, jakie spowodowała operacja - nie do końca rozumiała, co mówię, bo moja mowa stała się mniej wyraźna, jakaś taka chudsza wróciłam, z małym zezem po jednej stronie... Ala nie Ala...
W końcu jednak pojęła, że po tak ciężkiej operacji bez zmian obejść się nie mogło. Już bez obaw, z wielką radością przyjęła mój powrót do domu.
Teraz jedno moje pytanie (nawet nie muszę mówić do niej po imieniu): "gdzie jest kot?" i pojawia się tuż obok mnie. Wieczorem, kiedy idę spać, przychodzi do łóżka i kładzie się obok. Jedno dotknięcie mojej ręki i mruczy na cały regulator. Ja przy stole i jej zwyczajowe błagalne spojrzenie, by podzielić się czymś, co nie jest kocim chrupkiem... Ona pilnująca mnie odkąd wróciłam, przecież nie mogę jej znowu zniknąć.
Mała-wielka kocia miłość :)
Cudna jest :) No ale zwierzęta dopasowują się do właścicieli, więc :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Miśkę :D
OdpowiedzUsuńUrokliwa:)
OdpowiedzUsuńAla ma kota... i to jakiego fajnego fiu fiu :D Nawet swój portret ma :D
OdpowiedzUsuńA ty wiesz ten obrazek to psiapsióła siostry malowała z głowy. Jakiś wyobrażony kot ;) a patrz, jaki podobny wyszedł hehe ;)
Usuńpewnie ulżyło jej, że pancia wróciła:-) nie ma chyba wierniejszych przyjaciół jak ten czworonożne, moja Sara wiernie przy mnie trwała jak miałam bóle porodowe, nawet mąż wymiękł a te siedziała ze mną do momentu aż pojechałam do szpitala, a potem mnie szukała i tęskniła.
OdpowiedzUsuńAle Kici dobrze hihi :) teraz wreszcie może odpoczywać spokojnie jak ma Cię przy sobie :*
OdpowiedzUsuńja chcę kota! ja chcę kota! ja chcę kota kota kota! takiego wiernego, takiego fajowego, takiego właśnie!!
OdpowiedzUsuńPiękne :)
OdpowiedzUsuńMrau :)