Miesiąc w szpitalu zaowocował wieloma znajomościami. Głównie były to znajomości, które w szpitalu się zaczynały i w nim się kończyły, jak dana osoba wychodziła do domu. Kilkakrotnie przenoszono mnie do innej sali. Miłe było, jak osoby z dawnej sali przychodziły do mnie się żegnać przed swoim wyjściem, jak później będąc np. na jakiejś kontroli przekazywały pozdrowienia, gdy spotykały kogoś ode mnie z rodziny.
Ale nie o tym miało być... Jedna znajomość na pewno przetrwa czas szpitalny. Ja już w domu, Ona jeszcze tam. Wczoraj przy okazji wizyty w stolicy, celem zdjęcia szwu z pleców (wątpliwa pamiątka po drenażu lędźwiowym) zajrzałam do Niej zobaczyć jak się ma. Radość, bo też powoli wszystko do przodu :)
Jola.
Jolę poznałam, gdy ja leżałam pod drenażem, który coraz mocniej mnie osłabiał. Choć dzieli nas 26 lat, to od pierwszej rozmowy miałam wrażenie, że znamy się już od dawna. Pojawił się paradoks - doświadczenie młodości zderzyło się z niewiedzą i strachem wieku dojrzałego. Jola, która przyjechała na operację usunięcia guza móżdżku. Przerażona... Ja, będąca już po 4-tej operacji głowy. Cały czas przed Jej operacją, mimo swego słabego stanu starałam się dodać Jej otuchy. Pokazać, że mimo tego drenażu jest we mnie siła, że jest sens walki, że to wszystko, co się dzieje po da się przeżyć, że nawet problemy z łykaniem nie muszą psuć ogólnego poczucia szczęścia... Jola pełna pytań, jak jest z sondą prowadzoną przez nos do żołądka, jak z wracaniem do sił...
Operacja Joli poszła dobrze, obecnie już bez sondy walczy z łykaniem zupełnie jak ja. Chodzi całkiem nieźle mimo tego, że też ma zmienione widzenie. Jest dzielna, walczy, nie poddaje się :) To mi się podoba (miałam raz w sali kobietę w wieku zbliżonym do Joli - wyrywała sobie sondę, kroplówki, krzyczała ciągle, w końcu przywiązali ją do łóżka...).
Jola doświadczyła śmierci klinicznej. W trakcie operacji jej serce stanęło, a potem mieli problem z unormowaniem jej ciśnienia, dlatego długo była na bloku wybudzeniowym... Zawsze zastanawiało mnie co człowiek widzi, jak na chwilę go nie ma. W wielu wywiadach z osobami, które tego doświadczyły mówi się o jasnym świetle... Jola powiedziała, że nie było żadnego światła. Trafiła na jakiś czas na imprezę pełną roześmianych i roztańczonych ludzi. Imprezę, na której wszyscy emanowali szczęściem. Już nie boi się śmierci...
Impreza? Chyba też przestałam się bać.
O rany, aż mnie ciarki przeszły. Niesamowita kobieta, niesamowite doświadczenie, niesamowita znajomość.
OdpowiedzUsuńI teraz pytanie - czy ona jest rozrywkowa? Czemu akurat impreza?
Idąc tropem hobby i upodobań - na Ciebie powinna czekać wielka kuchnia z piekarnikiem i mordkami do nakarmienia ;)
A na mnie wielka sala kinowa i same hity :D
Ehh...ciekawe...kiedyś się wszyscy dowiemy
OdpowiedzUsuń... i spotkamy się wszystkie na jednej imprezie? ;)
UsuńWspólne doświadczenia i przeżycia zbliżają... szczególnie te "mniej miłe"... Jola ma szczęście, że trafiła akurat na Ciebie ;*
Poznałam kiedyś niesamowitą osobę, po 2 miesiącach spędzonych w szpitalnych murach nasza znajomość przetrwała do dzisiaj. Są takie osoby, których nie da się zapomnieć.
OdpowiedzUsuńPrawdziwego przyjaciela poznajemy w biedzie :) Niesamowita osóbka rownie niesamowicie silna co Ty :)
OdpowiedzUsuńJak impreza to ja tez juz sie nie boje!
OdpowiedzUsuń