W taki upał człowiek zapomina o jedzeniu i by tylko pił, pił i pił. Dla ochłody i orzeźwienia proponuję domową oranżadę. Przepis wyszperałam w starej książce kucharskiej "Kuchnia polska" z 1980 roku.
Składniki:
2 pomarańcze
1 cytryna
100 g cukru
1 l wody
Cukier rozpuścić w 250 ml gorącej wody. Dolać pozostałe 750 ml wody, wymieszać i schłodzić. Z pomarańczy i cytryny wycisnąć sok. Przelać do schłodzonej wody przez sito by odcedzić pestki i farfocle. Ponownie wstawić do lodówki do schłodzenia. Przed podaniem zamieszać parę razy, bo może wytrącić się osad. Jak ktoś lubi może sobie wrzucić jeszcze kostki lodu.
Smacznego!
Chyba zrobię :)
OdpowiedzUsuńczęsto wyciskamy sok z pomarańczy więc blisko;p pozdrawia:)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie mam nawet jednej pomarańczy :(
OdpowiedzUsuńZnam wersję bardziej upalną: zamiast wody - pokruszony drobno lód. I nie odsiewam farfocli! Farfocle rządzą!
OdpowiedzUsuńMusi być pyszna :)
OdpowiedzUsuńzgadzam sie z Kaliną,farfocle są najlepsze;) męzowi przecedzam bo nie lubi "przegumek" hi hi
OdpowiedzUsuńu nas rządzi ostatnio woda gazowana+grejfrut+miod albo woda mineralna+imbir+miod+zmielone goździki :)
OdpowiedzUsuńNiestety przy mojej dysfagi farfocle i bąbelki stanowią zagrożenie. Zrobiłam zatem coś, co wydało mi się w miarę bezpieczne dla mojego gardziołka ;) A grejfrutów nie mogę, przynajmniej wg ulotki od leku na ciśnienie. Ale mimo takiego, a nie innego stanu zdrowia jakoś przecież trzeba sobie radzić, a ta oranżada była miłym urozmaiceniem od zwykłej mineralki :) W kolejce czeka napój cytrynowy z miodem :)
OdpowiedzUsuńHmm... proste, ale pewnie pyszzne. Trzeba spróbować.
OdpowiedzUsuń