środa, 13 lutego 2013

Była sobie mała gapa...

Miało być o pewnym cieście, będzie o przygodzie Zołzy-Gapci ;)

13 lutego chyba na zawsze już zapisze się w mojej pamięci.

Wybrałam ja się dziś do dawno niewidzianej koleżanki. Podróż na drugi koniec miasta... Pierwsza taka samodzielna wyprawa po czerwcowych historiach, bo jednak ze swoim wciąż częściowo podwójnym wzrokiem nie bardzo lubię sama się przemieszczać w dalsze rejony niż osiedle, które zamieszkuję. Trzeba jednak jakoś próbować walczyć z własnymi wewnętrznymi ograniczeniami. Zatem misja na dziś, to była samodzielna wyprawa w odległą część miasta.

Samodzielne podróżowanie mpk poszło sprawnie i bez większych komplikacji, mimo tych moich małych wzrokowych problemów pozostałych po operacji. Mogę więc jakoś tam być z siebie dumna, że złamałam swoje kolejne pooperacyjne 'tabu'. Ale nie dlatego 13 luty wrył mi się dobrze w umysł...

Na dworze dość chłodno, zatem ręce zatopiłam w ciepłych rękawiczkach. Podreptałam dzielnie na przystanek autobusowy i w kiosku musiałam kupić bilety. Zdjęłam rękawiczkę z prawej ręki, by za owe bilety zapłacić... Po czym bilety schowałam do portfela i z powrotem schowałam rękę w rękawiczkę. Weszłam do autobusu, skasowałam bilet i usiadłam sobie. W autobusie w miarę ciepło, więc czapka z głowy zdjęta i rękawiczki też. I tak jadę sobie autobusem, jadę, patrzę na prawą rękę i coś mi nie pasuje. W końcu uświadamiam sobie brutalnie, że na palcu serdecznym prawej ręki mam tylko obrączkę, a powinien być tam jeszcze zaręczynowy pierścionek. Pierwsza myśl, że został w rękawiczce, bo za energicznie ją zdjęłam. Okazuje się jednak, że nic w niej nie ma. Przeszukanie kieszeni płaszcza, portfela, torebki, części autobusu, przez którą przeszłam. Nie ma! Łzy w oczach już i jedyne sensowne wytłumaczenie, że spadł w momencie jak zdejmowałam rękawiczkę, by kupić bilet. Byłam już na tyle daleko od domu, że zawracanie nie miało sensu. Wielki żal i smutek, bo pierścionek miał ogromną wartość sentymentalną dla mnie. No nic,wysłałam kilka rozżalonych smsów do męża i w efekcie powstały wstępne plany drugich zaręczyn. Postanowiłam też wracając zapytać w kiosku na przystanku, czy może jakimś cudem ktoś nie oddał znalezionego pierścionka i popatrzeć, czy się może na chodniku nie uchował. Wielkich nadziei jednak nie miałam, bo jakoś wątpiłam, że ktoś odda znaleziony złoty pierścionek z oczkiem. Tak jak myślałam nikt do kiosku nie zwrócił zguby. W okolicach przystanku, gdzie czekałam na autobus też nic nie znalazłam. Wróciłam więc do domu z zamiarem zrobienia ogłoszenia o zgubie i ewentualnej nagrody dla znalazcy. Najpierw jednak musiałam się posilić.

Jadłam sobie smętnie resztkę wczorajszych naleśników, gdy do kuchni wszedł mąż. Zaczął odgrywać scenkę z restauracji, która miała miejsce na pierwszych zaręczynach. Spodziewałam się, że może włoży mi na palec jakiś pierścionek zastępczy, żeby mi poprawić wisielczy humor z powodu zguby. Jakie było moje zdziwienie, gdy wsunął mi na palec ten sam pierścionek, co ładnych parę lat temu! Myślałam, że może mnie ubiegł (wrócił do domu przede mną) i odebrał pierścionek z kiosku, bo jednak trafiło na uczciwego znalazcę. Gdzie tam! Okazało się, że pierścionek ulicy w ogóle nie widział :D Mój osobisty Sherlock Holmes znalazł cenną zgubę w mojej własnej torebce! A przecież i ja w pierwszym odruchu przetrzepałam jej zakamarki i nic nie znalazłam... Czary jakieś, czy co? No i niech mi ktoś teraz powie, że faceci nie umieją nic znaleźć w damskiej torebce :p

Wielkie uff :D A ja zyskałam nowe imię - Gapcio ;)

14 komentarzy:

  1. :D Czytałam o Tobie jak o sobie! Ze mnie też taka gapa, że ho ho! I mój Mąż zawsze trafnie odnajduje moje zguby :)
    A propos pierścionków - wiesz, że jutro mijają 4 lata od moich zaręczyn? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę :) Aż musiałam policzyć ile jutro czasu mija u mnie, dla zaspokojenia własnej ciekawości. Wyliczyłam, że jutro od mich zaręczyn mija 4 lata, 8 miesięcy i 4 dni ;) Jeszcze wielu wspólnych lat Wam i Nam :)

      Usuń
    2. No proszę, z jaką dokładnością! :) Dziękujemy i wzajemnie - duuuużo miłości!

      Usuń
  2. :* Wiedziałam, że wszystko dobrze się skończy:) J.D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za słanie pozytywnej energii wielkie dzięki :*

      Usuń
  3. no popatrz :) jednak to co mówią o damskiej torebce jest w 100% prawdziwe :D

    OdpowiedzUsuń
  4. To ci historia wielkie uff, że dobrze się skończyła :)

    OdpowiedzUsuń
  5. dlatego ja najpierw noszę obrączkę :D drugiego takie pierścionka nie dostanę...ile z nim emocji...ach :) z moi podejściem do ślubu obrączkę noszę bo...taki śliczny grawer tam mam :)
    eeee spoko, to jeszcze nic :) 3mam kciuki żeby więcej się nie gubił :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pamiętam jak ja zgubiłam swój zaręczynowy , miesiąc przed ślubem . Sporo wtedy schudłam i pierścionek ześlizgiwał mi się z palucha , i musiał zlecieć przy krojeniu arbuza :) ja oczywiście panika i płacz , M pocieszał , że kupimy inny a ja , że to już nie będzie ten . Ale zguba się znalazła , wujek schylał się po coś i znalazł zaraz obok lodówki , chociaż jak szukałam tam z 10 razy . na drugi dzień byliśmy pomniejszać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Prędzej to wina torebki-czarnej dziury niż Gapcia :D
    Dobrze, że wszystko tak się skończyło :*

    Ps. A ja się cieszyłam zmieniając pierścionek na obrączkę, bo mój Mąż wybrał chyba największy pierścionek zaręczynowy, jaki podsunął mu jubiler i wyszło na to, że jest szerszy niż obrączka ;D Nie ma więc mowy o noszeniu obu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie pierścionek prosty i skromny, taki jak mi się marzył ;) Nie wyobrażam sobie pozbycia się go z rąk, bo łączy się z nim wielki sentyment, tak samo z obrączką. Kiedyś nosiłam go na lewej ręce (odkąd doszła obrączka), ale w czerwcu dostałam pierścionek na imieniny i on wylądował na lewej. A że jest pamiątką ważnych zdarzeń w moim życiu, też musi być na ręce ;) Jak schudłam, to i palce mi schudły. Tylko, że ja mam takie śmieszne palce, że palec chudy, ale staw szeroki i zmniejszenie nie wchodzi w grę na razie, bo bym nie była w stanie wcisnąć na palucha. Musiałam za mocno zszarpnąć rękawiczkę z łapy, zdejmując nieświadomie też pierścionek ;) Moje szczęście, że wsunął się do torebki, a nie na chodnik koło kiosku :D

      Usuń
    2. Ja nie noszę pierścionka wcale.

      Usuń
  8. Ja zazwyczaj noszę tylko obrączkę. Chociaż teraz, zimą boję się, że ją zgubię np. ściągając rękawiczkę, więc najczęściej "zapycham" Nim obrączkę i noszę razem. Nie lubię nosić biżuterii na lewej dłoni, ale zdarza się, że paluchy puchną i dwie błyskotki na jednym palcu mi przeszkadzają, więc przekładam na lewą :D
    Podoba mi się wiele pierścionków, ale nie ma sensu ich kupować bo obrączka to numer jeden i jest nie do zastąpienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja na szczęście nie mam problemu z puchnącymi palcami. Nie lubię jedynie mieć na jednej ręce pierścionków na kilku palcach. Dlatego jak doszedł ten imieninowy, ważny dla mnie z określonych względów, to zaręczynowy poszedł na palucha z obrączką. Wszystkie trzy błyskotki są dla mnie ważne, bo każde niesie ze sobą inną, niezwykłą emocję i historię :)

      Usuń