W nocy z soboty na niedzielę miałam sen, w którym głównym wątkiem był zamiar upieczenia pewnego ciasta. Miało to być ciasto m.in. z ananasami z puszki. Jak to jednak w snach bywa, niespodziewany splot okoliczności sprawił, że w naszych osiedlowych delikatesach (gdzie wybrałam się kupić puszkę ananasów) ni z tego, ni z owego pojawił się mój kolega z podstawówki Jarek. Poza snem nie widziałam go kilkanaście lat... W każdym razie Jarek we śnie, podobnie jak w czasach podstawówki, zjawił się by sprawić jakiegoś psikusa. Psikusem owym było wykupienie z delikatesów ostatniej puszki ananasów, która była mi potrzebna do ciasta. Próbowałam nawet walczyć o owe ananasy, ale nie bardzo mi to wyszło, więc we śnie wymyśliłam zupełnie inne ciasto, które ananasów nie wymagało :) Ponieważ ciasto z mojego snu jest takie a'la torcik, to stwierdziłam, że z urzeczywistnieniem sennej mary poczekam, aż się trafi jakaś okazja do świętowania. Jak się okazało nie musiałam długo czekać, bo raptem do wczoraj :) Mąż dostał awans, wobec czego ciasto ze snu było jak najbardziej na miejscu :D Poniżej prezentuje wytwór zołzowej podświadomości, dlatego nie pytajcie mnie czemu jest tak, a nie inaczej ;)
Składniki na ciasto (jest to czekoladowa wersja victoria sponge cake, z blogu Moje wypieki):
170g miękkiego masła
120 g cukru
3 jajka
170g mąki (minus 2 łyżki)
2 łyżki kakao
1 i 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia
Masło razem z cukrem ucieramy na jasny, puchaty krem. Dodajemy po jednym jajku i miksujemy. Na tym etapie masa może się zwarzyć, ale nie należy się tym przejmować, bo nie ma to żadnego wpływu na walory smakowe ciasta. Ze 170g mąki odebrać 2 łyżki i na ich miejsce dodać 2 łyżki kakao. Dodać do mąki z kakao proszek do pieczenia i wymieszać razem. Następnie tak przemieszaną mąkę dodać do masy jajeczno-maślanej. Zmiksować do uzyskania gładkiego ciasta. Ciasto jest bardzo gęste, ale taki jego urok. Wyłożyć ciasto do tortownicy o średnicy 20cm (ja piekłam w blaszce o średnicy 22cm) i równo rozsmarować na dnie wyłożonym papierem do pieczenia. Piec w 180' C przez 20-25 minut, do tzw. suchego patyczka.
Dorota u siebie wspomina, że można też wszystkie składniki od razu razem zmiksować, ale ja jakoś trzymam się tej procedury, że wszystko po kolei ;)
Upieczone ciasto odstawić do wystudzenia.
Składniki na krem:
250 ml śmietany kremówki
80g czekolady gorzkiej
3 łyżki cukru pudru
1 śmietanfix
Śmietanę ubić na sztywno ze śmietanfixem i cukrem. Odstawić do lodówki. W tym czasie czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej (czyli mniejsze naczynie z połamaną czekoladą stawiamy nad większym z gotującą się i parującą wodą, tak by naczynie z czekoladą nie dotykało wody, a było jedynie podgrzewane przez parę). Rozpuszczoną czekoladę zdejmujemy z kąpieli i chwilę mieszamy, by przestygła (ale nie zastygła!). Następnie cały czas miksując dolewamy czekoladę cienkim strumyczkiem. U mnie tym razem była czekolada Wedla, a ona po rozpuszczeniu jest dość gęsta i ciężko ją lać, więc dodawałam po jednej łyżce, cały czas miksując.
Dodatkowo:
kilka łyżeczek konfitury malinowej
amaretto do nasączenia spodu
Ostudzone ciasto kroimy na dwa blaty. Spód nasączamy likierem amaretto i smarujemy warstwą konfitury malinowej (grubość wg uznania, u mnie było dość cienka). Na to wykładamy czekoladowy krem i równo rozprowadzamy. Na wierzchu układamy drugi blat ciasta. Całość oblewamy polewą czekoladową.
Składniki na polewę:
2 łyżki kakao
2 łyżki mleka
4 łyżki cukru pudru
1/4 kostki masła
Wszystkie składniki umieszczamy w rondelku,podgrzewamy i mieszamy do uzyskania gładkiej polewy.
Gdy polewa trochę przestygnie rozprowadzamy ją na wierzchu ciasta. Ja swoje dodatkowo udekorowałam opłatkowymi kwiatuszkami, bo tak mi na dworze wiosną już zapachniało, że i na cieście jakiś wiosenny akcent ;)
Smacznego!
Ps. Ciasto nie jest mocno słodkie, jak ktoś nie lubi gorzkiej czekolady, to raczej się nim nie zachwyci. No i końcowy wniosek nasuwa się tylko jeden - smakowite mam sny ;)